Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

zginają się bardzo nisko, pokazując mi wygolone czaszki. Zwracam uwagę na to, że na ich ustach nie ma wcale uśmiechu. Twarze ich są nieruchome, jak twarze z portretu, ale małemi jak migdały oczkami obserwują mnie bardzo dokładnie, podczas gdy uczeń tłumaczy ich pytania, a ja opowiadam o zaleceniach „Sutry“ w naszych „świętych księgach zachodu“, oraz o pracach Beals’a Barnoufs’a, David’a, Kerus’a i innych. Słuchają, nie zmieniając ani na moment twarzy, i nie odzywają się ani jedną sylabą na to, co im z mojej mowy uczeń tłumaczy.
Przynoszą herbatę. Otrzymuję maleńką filiżaneczkę, która spoczywa również na maleńkim, jak liść lotosu, metalowym spodeczku. Proszą mnie, abym wziął cukru z małego naczynia z napisem, w którym poznaję „Swastika” — staro indyjski symbol prawa.
Gdy podnoszę się do odejścia, podnoszą się także wszyscy trzej. Na schodach pyta mnie uczeń o moje nazwisko i adres. „Gdyż — dodaje — już mnie pan tu więcej nie spotka; opuszczam wkrótce świątynię, a chciałbym pana odwiedzić.”
„A pańskie nazwisko?“ pytam.
„Nazywam się Akira“ odpowiada.
Na progu kłaniam się im, wszyscy czterej zginają się bardzo, bardzo nisko, czarno granatowa głowa i trzy nagie czaszki, błyszczące jak kule z kości słoniowej. Odchodzę. Tylko Akira uśmiecha się.


„Tera?“ pyta mnie Cha, czekający na schodach, z swym olbrzymim białym kapeluszem w ręku,