Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

przedtem słyszało, nie dorównywa temu, co jest w rzeczywistości. Nie widzi się wcale liści, tylko jakby jedną lśniącą chmurę kwiecia. Może dlatego, że drzewa tam są kochane, pielęgnowane, obcinane, że w zamian za tę troskliwość, przez wdzięczność dla ludzi okrywają się cudownym kwiatem. I tu jednak przywędrowała brutalność obcych turystów, gdyż na przybitej tablicy czytam napis w języku angielskim: „Zabrania się niszczyć drzewa”.


„Tera?
„Tak, Cha, Tera.”
Jedziemy teraz japońskiemi ulicami tylko przez krótką chwilę. Domy stają się coraz to rzadsze, rozciągną się za to u podnóża góry; miasto ukazuje się jeszcze od czasu do czasu z daleka, wreszcie niknie zupełnie. Jedziemy długą, wijącą się wężowo drogą, z której roztacza się widok na morze. Z prawej strony zielone pagórki spadają stromo ku drodze, z lewej — daleko, w dole, rozciągają się wzdłuż długiego gościńca czarno-szare zaspy piasku, aż po grzebienie fal, które są tak dalekie, że wyglądają jak białe, wężowe wstążki.
Jest po przypływie morza; tysiące zbieraczy muszli uwija się po brzegu; zgięte ich postacie, na błyszczącem tle morza, wydają się z daleka nie większe od much. Niektórzy wracają ze zbioru z wypełnionemi koszykami, przechodzą koło nas — dziewczęta o twarzach tak różowych, jak dziewczęta angielskie.