Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

Widzę również postacie zwierząt. Jeleń, początek buddhyjskich legend, wykuty w śnieżnym kamieniu, stoi wdzięcznie na szczycie Toro, czyli ofiarnych latarni.
Na jednym z grobów, widzę wspaniałą rzeźbę ryby, właściwie ideę ryby, zamienioną przez rzeźbiarza w groteskowe dzieło piękności, jak delfin w sztuce greckiej. Zdobi ono szczyt kamienia grobowego. Szeroko rozwarta paszczęka, odsłaniająca gęste zęby, sięga szczytu bloku, gdzie wyryte jest nazwisko zmarłego. Grzbietowe pletwy i rozłożony ogon zamienione są w fantastyczną groteskę.
— „Mokugyo” — mówi Akira. Jest to taki sam buddhyjski emblemat, jak owo próżne, drewniane, lakierowane złoto i czerwone naczynie, w które kapłani uderzają obwiniętym młotem podczas śpiewania Sutry. Wreszcie dostrzegam w jednem miejscu parę siedzących zwierząt mytologicznych — podobnych do psów gończych. — „Kiłsune“, lisy — mówi Akira. Znając je już, rozpoznaję rzeczywiście wyidealizowane a pełne życia lisy — o niewypowiedzianym wdzięku, wykute w jakimś szarym kamieniu. Oczy błyszczą im wrogo, zdają się warczeć. Dziwnie uduchowione, pełne tajemniczości stworzenia — sługi bóstwa: Inari-Samas — należące nie do buddhyjskiej ikonografii, ale do świata obrazowego Szintoizmu.
Na tych grobach niema żadnych, podobnych naszym napisów, tylko nazwisko rodziny — imiona zmarłych i wyrzeźbiony herb, najczęściej kwiat, a na sotoba słowa sanskryckie.