Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.



Jest piąta godzina popołudniu. Od morza wieje wiatr południowy, wpada przez otwarte drzwi do mojego pokoju, w którym pracuję i porywa mi papiery z biurka. Białe światło japońskiego słońca wskazuje, że upał dzienny już minął.
Na błękitnem niebie niema ani jednej chmurki, niema nawet tych ulotnych pierzastych obłoczków, które przy najczystszej pogodzie igrają na firmamencie podobne do przezroczystej gazy.
W drzwiach mego pokoju staje nagle jakaś postać. To Akira, młody, buddhyjski uczeń. Zdejmuje sandały z białych nóg i uśmiecha się słodko.
„Ah, Komban (dobry wieczór) Akira!”
„Dzisiaj wieczorem — mówi Akira przykuczając na podłodze w pozycyi Buddhy — dzisiaj wieczorem odbywać się będzie Bon-ichi. Może chciałby pan zobaczyć?”
„Bardzo chętnie chciałbym widzieć tutaj wszystko, co tylko jest do widzenia, ale niech mnie pan objaśni co to jest właściwie?”
„Bon ichi — odpowiada Akira, jest to targ, na którym sprzedaje się wszystko, co jest potrzebne