Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

dlitwy. U szczytu schodów, pomimo zbitego tłumu, udaje mi się przystanąć chwilę przed budą z latarniami, w której sprzedają tak piękne lampiony, że nie zdarzyło mi się widzieć w życiu podobnych.
Każdy z nich ma kształt olbrzymiego kwiatu lotosu, tak doskonale w szczegółach do artyzmu doprowadzonego, że zdaje się, że ma się przed oczami kwiat świeżo zerwany. Różowe przy łodydze listki, przechodzą stopniowo w białe, zlewając się w kielich kwiatu, niczem nie różniący się od natury, pod nim wisi papierowa frendzla, o barwach kwiatu — tuż pod kielichem zielona, w środku biała, a na końcach różowa. W sercu kwiata, znajduje się maleńka olejna lampka. Zapalona, rozświetla kwiat cały, czyni go przezroczystym, płonącym barwą białą i różową. Lampion taki opatrzony jest cienkim, pozłacanym pierścieniem do wieszania, i kosztuje cztery centy. Nie można sobie wprost wyobrazić, w jaki sposób taki artystycznie wykonany, piękny przedmiot kosztować może tak tanio.
Akira objaśnia mię o znaczeniu „Hyaku-hachi no mukaebi”, stu ośmiu ogni, które nazajutrz wieczorem zapalone będą na wybrzeżu, jako symboliczne zestawienie z stu ośmioma żądzami. Nie mogę go jednak wcale zrozumieć, gdyż przeszkadza mi głośne klapanie „geta“ i „komageta“ drewnianych sandałów i trzewików tych, którzy śpieszą na modlitwę do swiątyni. Słomiane sandały „jori“ i „waraji“, ludzi ubogich, nie robią wcale szmeru. Największy hałas sprawiają delikatne nóżki dziewcząt i kobiet, balansujących ostrożnie na swoich geta. Nóżki te, po większej części ubrane są w białe, jak