Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

miasta, i co tylko przywołać będę mógł w pamięci, opiszę tutaj wiernie.
Pomijając cudowne niespodzianki podczas pierwszej jazdy przez japońskie ulice, niewypowiedzianie nową i miłą jest rzeczą porozumiewanie się z biegaczami kurumy za pomocą wymownych gestów; ma się wówczas rzeczywiście poraz pierwszy uczucie, że się jest na dalekim Wschodzie, o którym się tyle czytało i myślało, a o którym, jak się potem okazuje naocznie, nic się nie wie. Samo poczucie tej świadomości ma już urok; dla mnie urok ten zwiększył się niewypowiedzianie przez cudowną piękność pogody. W powietrzu samem tkwi dziwny czar chłodu, chłodu wiosny japońskiej, z powiewami wiatru od śnieżnych wierzchołków Fuji, czar, tkwiący może więcej w przezroczystości powietrza, niż w jakimś innym tonie — nadzwyczajna czystość atmosfery, z przewagą koloru niebieskiego, wskutek czego najodleglejsze przedmioty rysują się ostro i wyraźnie. Słońce przygrzewa łagodnie. Jinikisha, czyli kuruma, jest to nadzwyczajnie pomyślany, śliczny powozik; ulice, które mi się z za tańczącego tu i tam, wysokiego, kształtu grzyba, kapelusza, rysują, mają urok, którego nic nie zastąpi.
Wszystko wydaje się jak zaczarowane, gdyż wszystko jest małe, dziwaczne i tajemnicze; małe domki z niebieskimi dachami, niebiesko malowane, rozłożone sklepiki i uśmiechnięci, w niebieskich szatach ludzie. Czasem tylko złudzenie to przerwie przypadkowe ukazanie się obcokrajowca wysokiego wzrostu, albo widok szyldu z dziwacznym alfabe-