mi prastarych cedrów i sosen, prowadzą do skrzynek butwiejących w półcieniu świętych gajów.
W maleńkiej wiosce, po przez torii prowadzące do wielkiej świątyni Szinto widzę zupełnie dziwną, małą skrzynkę. Nie mogę oprzeć się chęci przyjrzenia się jej z blizka. O zamknięte jej drzwi, opiera się cały szereg krótkich sękatych kijów, miniaturowych maczug. Nie namyślając się, Akira odsuwa kije na bok, otwiera drzwi i daje mi znak, abym zajrzał do wnętrza. Spoglądam i widzę maskę — niesłychanie groteskową, maskę karła Tengu, o tak olbrzymim nosie, że, przejęty wstrętem, żałuję, iż na nią spojrzałem.
Owe kije sękate są to wota. Jest bowiem w tutejszej wierze przesąd, że kto podobny kij ofiaruje Tengu, będzie obroniony od wszystkich swych nieprzyjaciół. Jakkolwiek Tengu ma zawsze postać karła, niemniej jednak jest bóstwem — bóstwem niższego rzędu, mistrzem fechtunku i zbroi myśliwskiej.
Oprócz tych, dostrzegam jeszcze inne zmiany. Akira skarży się, że nie rozumie już mowy ludu, gdyż droga nasza prowadzi przez okolice o zupełnie innym djalekcie. Budowa domów różni się także wielce od struktury północno wschodnich okolic. Wysokie dachy słomiane już rzadko gdzie dekorowane są wiązkami słomy. Cera wieśniaków jest wiele ciemniejsza od cery ludu z północnego-wschodu — i nie spotyka się już owych uroczych, różowych twarzyczek kobiet, jak w Tokjo. Lud nosi też inne nakrycie głowy, mianowicie szpiczaste kapelusze, podobne do słomianych dachów świątyni,
Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.