Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

cienie. Wiem już, że są to światła białych latarni cmentarnych i szare sylwetki grobów.
Nagle, z miejsca swego podnosi się jakaś dziewczyna i uderza w wielki bęben. Jest to sygnał tańca.
Z mroku świątyni w świetle księżyca wyłania się pochód, złożony z młodych kobiet i dziewcząt, w obszernych szatach i nagle staje. Na czele pochodu idzie wysoka dziewczyna, a towarzyszki jej, ustawione porządkiem, według wzrostu, postępują za nią. Orszak zamyka dziesięcioletnia dziewczynka.
Kształty dziewcząt są tak lekkie, że mimowoli przyprowadzają na pamięć urocze, powiewne figurki z waz antycznych; gdyby nie obszerne, fantastycznie spływające rękawy i niepomiernie szerokie paski, to owe cudowne, ściśnięte u kolan szaty mogłyby służyć za wzór greckim i etruskim artystom.
Po drugiem uderzeniu w bęben rozpoczyna się przedstawienie, którego w słowach oddać nie podobna; taniec, fantasmagorya, objawienie.
Jakby na umówiony znak posuwają się wszystkie o jeden krok prawą nogą naprzód, nie podnosząc wcale sandałów od ziemi i wszystkie wyciągają obie ręce na prawo dziwnie płynnym, falistym ruchem i z tajemniczym pełnym uśmiechu ukłonem. Potem cofają prawą nogę, przyczem robią znów gest rękami i zginają się tajemniczo. Następnie wykonywują te same ruchy lewą nogą, robiąc ukłon ku lewej stronie. Postąpiwszy dwa kroki naprzód, klaszczą lekko w dłonie i powtarzają te same ruchy w prawo i w lewo; ubrane w sandały stopy suną równo, równocześnie zginają się ciała i wy-