Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

„Rodzice, którzy wzbraniają się oddać dziewczynę ukochanemu, nie są rodzicami, ate wrogami własnego dziecka”.
I pieśń płynie za pieśnią, i koło zwiększa się coraz, a godziny mkną niepostrzeżenie, a księżyc posuwa się ku zachodowi.
Nagle na dziedzińcu rozlega się głęboki, stłumiony dźwięk, niby poważny ton dzwonu świątynnego, oddzwaniający północ. Korowód rwie się jak sen spłoszony przez dźwięk; śpiew milknie, koło rozprasza się śród cichych kaskad śmiechu i rozmów, słychać nawoływania dziewcząt, które noszą imiona kwiatów, i pożegnanie: sayonara! Tancerze i widzowie, klapiąc głośno swoim geta, zabierają się do odwrotu. Porwany falą tłumu, jakby zbudzony nagle z przedziwnego snu, powracam do rzeczywistości. I żal mi, że wszystkie te elfy były tylko wizyą archaicznego wdzięku, złudzeniem nekromancyi i cudowną fantazyą — te proste, wiejskie dziewczęta i ten skromny lud, drepcący obok mnie na swoich klapiących geta, śmiejący się głośno i zwalniający kroku dla przyjrzenia się cudzoziemcowi.
Kładąc się na spoczynek, przeżywam raz jeszcze w myśli doznane wrażenia i staram się przypomnieć sobie prostą ludową melodyę chóru. Napróżno jednak. Melodya z swoimi fantastycznemi interwallami i chromatycznością tonów jest równie trudna do uchwycenia, jak świegot ptaków, niemniej jednak jestem ciągle jeszcze pod jej nieopisanym urokiem.
Zachodnie melodye budzą w nas uczucia łatwo dające się zdefiniować, uczucia pokrewne tym,