Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No11 part2.png

Ta strona została skorygowana.

— Kogożeś tam pan zostawił? zapytała Lola.
— Fabrykę, rzekł Adolf, jest to istota zazdrośna która wymaga by na nią patrzeć ciągle.
— Ale poczeka cierpliwie na powrót jego i nic się jej nie stanie. Ja czuję się jakąś bezpieczniejszą przy panu i proszę go abyś się nie oddalał.
Skłonił się Nieczujski. Pomimo, że Baronówna codzień widocznie dlań była milsza i poufalsza, zachował się z pewnem uszanowaniem i bacznością na boku, niedopuszczając zbytniego zbliżenia.
Wyglądał nieco dziko, chwilami tylko gdy się zapomniał, rozgadał, ożywił, obie panie godziły się na to, że jego towarzystwo milsze było daleko od wszystkich Bończów i Romanów wyperfumowanych i strojnych, którzy jeśli pobudzali to chyba do ziewania.
Herma się nawet zupełnie pogodziła z prostakiem, znajdując, że wcale był przyjemnym, gdy sobie pracę tę chciał zadać.


Bończa, któremu się dość nieszczęśliwie powiodło w Gromach, w kilka dni potem na kawalerskim wieczorku po polowaniu u siebie, po dobrej wieczerzy, gdy mu się język rozwiązał, wyspowiadał się ze swego niepowodzenia i obszernie rozgadał o Baronównie, o jej domu, o Romanie, o jego ożenieniu, wyrażając to życzenie, że młodzież jednak nie powinnaby dopuścić, aby jej najposażniejszą pannę w okolicy, tak bez walki nawet z przed nosa sprzątnięto.
Było to ze wszech miar nie politycznem, gdyż zamiast sam korzystać z pozostałego czasu, drugich współzawodnictwo wyzywał, ale w dobym humorze nie zawsze się liczy i mierzy co się mówi. Zły był też na Romana tak, że wolałby wszelkiego innego widzieć na jego miejscu. Młodzież zgromadzona słuchała go z natężoną ciekawością.
— To wstyd i hańba! zawołał w końcu, ażeby nam Baronównę wziął taki pan Hrabia, nie starając się nawet o nią, wprost z łaski Bożej, żebyśmy nawet nie poprobowali szczęścia, żeby młodzież w obronie swych praw nie stanęła!! panowie.
Przyklaśnięto mówcy...
— Ja nie mam sobie do wyrzucenia, żebym mimo przeciwnych okoliczności chociaż nie probował szczęścia. Prawda, że mi się nie bardzo powiodło ale się poświęciłem na pierwszy ogień. Czemu by i inni nie mieli tam sił probować w szlachetnym zawodzie ubiegania się o serce i rękę dziedziczki Gromów? Stary hrabia zapanował nad nią prawem kaduka... Ja, czy mi się powiedzie czy nie — nie ustępuję a w dowód, że szanuję swobodę niewiasty i prawa młodzieży wzywam panów tu przytomnych, by szli także w zapasy. Mijam że panna bardzo ładna i pięknie wychowana, ale i klucz cóś wart i niedorzeczny pałacyk gotycki dałby się przerobić na znośny cotage angielski.
Młodzież ochoczo i hucznie przyklaskiwała.
— A tak, wołali podweseleni powinniśmy wszyscy na przekorę temu monopolowi który sobie nadali Zebrzydowscy, starać się o pannę.
— Dobrze to mówić, odparł jeden, nikomu na ochocie nie zbywa, ale jakimże sposobem dostać się do tego zaczarowanego w Gromach zamczyska. Juściż niepodobna zajechać tak nieznajomemu i przedstawić się pannie.
— Moi panowi! zawołał gospodarz, kto zechce temu na środkach pewnie zbywać nie będzie. Trzeba tylko silnej woli i mocnego postanowienia.
Mamże ja wam dyktować postępowanie? Cóż to czy braknie stryjaszków, ojców a choćby i dziaduniów co znali pana Barona Wilmshofena i z tytułu tego mogą do jego córki przybyć, prezentując jej swych synowców, synów i wnuków?