Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No13 part4.png

Ta strona została skorygowana.

Skłonił się grzecznie.
— Nie przypisuję sobie tego daru, który mi pani przyznawać raczy, rzekł powoli cedząc, a nieśmiałbym w karykaturze przedstawić to co w ideale widzę.
— Ja się panu ofiaruję, bo ideałem nie jestem! zawołała Herma, rób pan moją karykaturę...
— Ja służę mu fiziognomią moją, dodał Nieczujski.
— A przedewszystkiem ja, śmiejąc się odezwała z kącika kapitanowa, ze mnie starej najłatwiejsza karykatura gotowa.
Namyślał się hrabia, znać było, że nie zupełnie się chciał bronić od popisu. Szło tylko o to, na kim miał sił sprobować.
Szczęściem Bończę i hr. Ildefonsa tyle razy rysował wprzódy iż obu ich umiał na pamięć, milczące więc przysunął się do stołu. Herma żywo podsunęła mu Fabery i całą librę papieru... hrabia począł cedząc tłomaczyć się, że i karykatura wymaga natchnienia, że nie czuł inspiracyi i świętego ognia... ale począł coś kreślić.
Zdala przypatrywano się robocie. Tymczasem gdy był tą pracą zajęty, Nieczujski nieznacznie dobył małego w płótno oprawnego albumiku z kieszeni i ołówka, w książeczce swej także rysując. Z wejrzeń rzucanych ukradkowo na Romana, można było wnosić, że jeśli nie karykaturą to portretem jego się zajmuje.
Zdziwiły się panie, gdyż w nim wcale nie domyślały się artysty diletanta... Herma przypatrywała się obu z zajęciem. Roman zdawał się wytężać wszystkie swe siły na tę próbę, Nieczujski zamaszysto i swobodnie a pospiesznie dokonywał tajemniczej roboty...
Gdy hr. Roman pierwszy półarkuszek odłożył, ubolewając, że mu się nie udał rysunek, poszedł on po rękach... Poznano w nim łatwo Bończę skarykaturowanego dosyć szczęśliwie, ale sucho i niewprawnie...
Herma winszowała, skromny autor ze spuszczonemi oczyma przyjmował pochwały i z większym zapałem brał się do drugiego... Nieczujski już rysunek swój wykończał... powolniej niepostrzeżony... Złożył książeczkę i chciał ją schować do kieszeni, gdy Lola pod stołem wyciągnęła po nią rękę... Nieczujski się zawachał trochę.
— Jestem bardzo nędznym amatorem, szepnął podając swój albumik, nie ma tu co patrzeć. Obie z Hermą ciekawie przechyliły się nad szkicem.
Na całej stronicy zrobiony był dosadnie, wprawną ręką wizerunek nie skarykaturowany, ale prawie upiękniony i niezmiernie podobny hrabiego Romana, którego charakter, sztywność, krochmal, dystyngwowana maniera pochwycone były z niezmierną trafnością. Nie będąc karykaturą portret jednak zdawał się złośliwym, bo uwydatniał wszystkie słabości i wady pierwowzoru.
Ze szczególną miłością odrobioną była śpilka w chustce, i nieposzlakowany krój sukni... Herma zdziwiona o mało nie krzyknęła. Lola uśmiechnęła się i posmutniała nagle wpatrując się w wizerunek tej lalki. W tym portrecie był cały człowiek, można go było w jakim magazynie mód za szkłem na wzór wystawić. Wdzięczne rysy nic nie mówiące oddane były z dziwną prawdą i bezstronnością, ołówkiem nie kierowała namiętność, a jednak smutne to było...
Mimowolnie ciekawe rączki pań z cicha poczęły przewracać kartki już prawie szkicami zapełnionego albumiku. Były to jakby podróżne notaty z datami i oznaczeniem miejsc... Widoki chat, cerkiewek, kościołków, dworów, strojów włościan, typowe twarze, figury fantastyczne... ani na talencie ani na wprawie nie zbywało Nieczujskiemu, choć obojga dotąd nikt się nie domyślał.