Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No14 part1.png

Ta strona została skorygowana.

Portret ten schowany do kieszeni w niezmiernie zły humor wprawił hrabiego. Czuł że w obec niego karykatury pełzły, i że on był zapłatą za złośliwość z jaką swych rywalów odwzorował...
— Ten jegomość za wiele sobie pozwala, pomyślał — lecz, cierpliwości, wiecznie tu przecież siedzieć nie będzie.
Tak spłynął długi wieczór, nieznośny dla Loli szczególniej, oglądającej się na zegar ciągle, aby godzinę pożegnania przyspieszyć...
Hrabia Roman, który czuł się w obowiązku dosiedzieć do ostatnich krańców czasu, jaki przyzwoitość oznaczała, nie opuścił salonu aż o jedenastej, namyśliwszy się, że na wsi mogła to być godzina spoczynku. Wątpliwość miał czyliby dłużej jeszcze nie należało nudzić panny, na którą nadaremnie spoglądał, nigdzie się z jej wzrokiem spotkać nie mogąc — lecz Herma zaczęła znacząco składać robotę i on wziąść musiał za kapelusz...
Nieczujski szukał swojego także, gdy Lola dała mu znak nakazujący aby pozostał... Odchodząc Roman rzucił nań wejrzenie jak sztyletem przeszywające, i zdala mu tylko głową kiwnąć raczył...
Na wschodach słychać było krok odchodzącego Romana, gdy Baronówna załamała ręce i zawołała do Adolfa.
— Zmiłuj się pan, powiedz mi co ja mam począć... z kilku słów hrabiny domyślam się, że tu wkrótce całe sąsiedztwo w Gromach przyjąć będę musiała. Rozdrażni to mojego opiekuna, do rozpaczy doprowadzi hr. Romana... a mnie na śmierć zamęczy.
— Trochę cierpliwości — rzekł uśmiechając się zapytany. Co to pani szkodzi? Czyżby pani wolała przez kilka dni siedzieć téte-a-téte z hr. Romanem?
— A! niech Bóg uchowa!!
Herma się śmiała.
— Mnie by się zdawało, że toby było raczej do życzenia niż strasznem....
— Byłaby to zabawka, rozrywka, może nawet zajmujące dla pani stadium. Daruje mi pani, że się mięszam w nie swoje sprawy, ale zostałem wyzwany, będę więc otwartym. Nadzwyczaj niezręcznie komedyą gram i wolę szczerze mówić co myślę...
— Ale mów pan, mów proszę! żywo zaczęła Lola.
— Hrabia Roman nie jest pani tak nadzwyczaj miłym, ażeby już z nim nikt współzawodniczyć nie mógł, mówił spokojnie Nieczujski. Dla czegóżby pani nie chciała rozpatrzeć się w innych, widocznie stojących w rzędzie konkurentów? Może być, że pani uczynisz między niemi wybór szczęśliwszy.
Lola głową potrząsła i spuściła oczy...
— Za to ręczyć nie można, ciągnął dalej Nieczujski. Któż wie? Tu idzie o życie całe i przyszłość — nie godzi się ich poświęcać dla grzeczności względem opiekuna...
— Ma zupełną słuszność! wtrąciła Herma żartobliwie — Cóż mówisz o Bańczy...
— Moja droga Hermo! zakrzyknęła Lola — proszę cię!!