Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No15 part4.png

Ta strona została skorygowana.

fonsa, którą uczynił w najwyższym stopniu śmieszną.
— O talencie pańskim jużeśmy dawno wiedzieli — odezwała się, przyglądając temu dziełu Lola, nie sądziłam jednak byś pan hrabia potrafił być tak złośliwym. Biedna hrabina zasługiwała na więcej miłosierdzia...
Tak skończył się ten wieczór. Nie było już zręczności zbliżenia się do Baronównej, a przedsięwzięty opis wycieczki po Włoszech przez hrabiego zupełnie został chybiony, gdyż Nieczujski począł wrzucać pytania i czynić sprostowania, które Romana zmusiły do zamknięcia się w dostojnem milczeniu.
Rzucił tylko zatrute wejrzenia na p. Adolfa od którego się one odbiły... nie raniwszy go...


List wysłany z Gromów rano doszedł zawczasu do Pruhowa. Hrabia siedział w fotelu i przezierał rachunki, gdy Doktór Pęklewski wszedł z tem pismem, spodziewając się, iż niem uczyni przyjemność staremu. Wnosił bardzo słusznie, iż synowiec znając stan zdrowia hrabiego, nie pospieszał by tak z udzieleniem mu złych wiadomości.
Odsłoniono nieco firankę i hrabia z niecierpliwością rozpieczętowawszy list — czytać go począł. Doktór stojący zdaleka dostrzegł zaraz, że w miarę jak czytanie postępowało, chmurzyło się czoło starego, usta zacinały, twarz nabierała wyrazu, na którego znaczeniu omylić się nie było można. Energiczny starzec, dokończył czytania powoli, wymógł na sobie spokój i rzucił list na stół. Oczy jego podnosząc się zatrzymały na doktorze, który stał śledząc każdy ruch jego.
Westchnął. Nie bywał zwykle wywnętrzającym się, tym razem strapienie mu usta otworzyło. Wskazał ręką na leżący papier.
— Ten biedny Roman — zawołał — nigdy w życiu sobie rady dać nie potrafi... Uchowaj Boże na mnie tego co nieuchronne — jak on się na świecie obróci, odgadnąć nie umiem.
Tyle starań około jego wychowania — tyle troskliwości o wykształcenie, i wszystko daremne... wszystko daremne! powtórzył starzec smutnie...
Doktór nie śmiał pytać o nic.
— Widzę — odezwał się, że list był nie zupełnie zadawalniający pana hrabiego — nie byłbym z nim tak spieszył...
— A cóż by to pomogło? odparł z rezygnacyą hrabia. I owszem lepiej, że wiem jak rzeczy stoją — może się coś da zaradzić... Jesteś przyjacielem naszego domu — dodał ciszej.
— Sługą wiernym, poprawił Pęklewski, niech hrabia wierzy, iż szczerszego nie ma...
— Ufam, że tak jest — kończył stary, i dla tego tak jestem otwarty — Roman popsuł sobie, jak widzę, w Gromach... Mój doktorze kochany, nie wiem już co począć... prosiłbym cię.
— Niech hrabia rozkazuje... podchwycił doktór..
— Jedź, czy co — pisać już próżno. Jedź ode mnie w poselstwie do Baronównej, mówił zwolna hrabia — proś ją — sam nie wiem co już radzić! niech przyjedzie jednego z tych dni na parę godzin do Pruhowa... Sam się z nią widzieć pragnę — to będzie najlepiej.
Doktór się żywo zakręcił.
— A jeśli pan hrabia by mnie potrzebował? zapytał.
— Nie zabawisz długo, nie spodziewam się nic tak złego, nagłego. Więcej mi pomoże trochę lepszej nadziei niżeli wszelkie leki...
W ten sposób złożyła się nagła podróż Pęklewskiego do Gromów, która niezmierne tam wywołać miała zdziwienie. Zamiast powrotu posłańca, którego doktór zabrał z sobą za powozem, hrabia Roman doczekał się przyjazdu i nastraszył tak, że zbiegł ze wschodów, aby Pęklewskiego rozpytać co się stało.