Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No19 part6.png

Ta strona została skorygowana.

Przyjaciołka rzuciła się jej na szyję, wybuchając rzewnym płaczem, który jej mowę tamował. Łzy te najlepiej świadczyły, że wielką z siebie uczynić miała w istocie ofiarę, ale nieuniknioną...
Tak się skończył ten wieczór.
Nazajutrz rano posłaniec odjechał do Pruhowa bez żadnej odpowiedzi, gotowano się do pogrzebu.
Nowy list oznajmił iż przysposobienia do tego obrzędu mającego się odbyć uroczyście, na którym J. Ex. Biskup diecezyalny miał celebrować, a kaznodzieja z Krakowa aż przybyć z exortą, zmusiły do odłożenia go do dni kilku.
Lola przywdziała grubą żałobę, hr. Roman namyślał się długo czyby mu wypadało w ciągu tego czasu miedzy zgonem a pogrzebem odwiedzić Gromy, uznał wszakże iż się wstrzymać powinien.
Nadszedł dzień naznaczony. Cały dwór Baronównej, jej przyjaciołka, pani Kapitanowa wyruszyli na pogrzeb, p. Adolf wybierał się z powrotem do domu nic nie mówiąc.
Prawie w chwili, gdy już wyjeżdżać miano, dowiedziała się o tem Baronówna... Stała już w czarnych kwefach zebrana do podróży tej, gdy Adolf żegnać się począł.
— Ale to nie może być — zawołała nie zważając na przytomnych i chwytając go za rękę, pan nie pojedziesz, pan mnie nie możesz opuścić w tej chwili. Pan Bóg pana zesłał dla mnie, ja go potrzebuję, ja proszę.
Widząc z jaką żywością Lola rozpoczęła rozmowę, Herma pod pozorem zapomnianego czegoś uciekła. Ciocia Nieczujska stała opodal posępna.
— Panie Adolfie, dodała niepuszczając jego ręki, ten co był moim opiekunem umarł, jestem sama na świecie, niedoświadczona, sierota...
Jesteś mi krewnym, mam dla was sympatyę, przyjaźń, szacunek... pan mnie nie opuścisz..
— Ale moja droga Baronówno, wmięszała się Kapitanowa, widząc że Adolf zbladły milczy, nikt ci nie jest wdzięczniejszy nade mnie za dowód twej łaski i zaufania dla poczciwego mego Adolfa, tylko, tylko, widzisz on także ma obowiązki i interesa, on bo, musi...
Lola patrzała nie słuchając na Adolfa, trzymała jego rękę i cała była drżąca...
— Zostań pan! powtórzyła.
Nieczujski skłonił się, pocałował ją w rękę i nic nie odpowiedział... Milczenie oznaczało posłuszeństwo. Baronówna już miała uspokojona siąść do powozu, gdy nagła znać myśl uderzyła ją, iż Nieczujski pozostawszy w Gromach, rozważyć może, odmienić zdanie i uciec.
Odwróciła się od drzwiczek otwartych.
— Ale pan jedziesz z nami?
— Ja? zapytał Adolf zdziwiony.
— Tak, pan jedziesz, dodała rozkazująco Baronówna.
— Nie jestem przygotowany.
— Dogoń pan nas, jak chcesz, ale daj mi słowo.
Adolf i na to się zgodził. Powozy odchodziły a on jeszcze stał w ganku zadumany i jakby złamany niespodzianym wypadkiem. Główka Hermy odjeżdżając wychyliła się uśmiechnięta ku niemu z wyrazem szyderskiego zwycięztwa.
— Jestem szalony! mówił do siebie Adolf, jestem słaby... jestem nie zrozumiały samemu sobie.
Potarł ręką po czole.
— A tak! dodał, są fatalizmy, są przeznaczenia, które w najspokojniejsze życie mogą wrzucić ziarna co je jak mur rozsadzą...
Co dalej? na Boga? co dalej...
W tem konie, które nakazano co najprędzej za-