Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No8 part4.png

Ta strona została skorygowana.

co spieszyć, zawsze się zawcześnie idzie za mąż. — Radziłabym nie gniewając chorego i nie odwołując danego słowa, coś takiego wymyślić aby to się sobie zwlekło...
Nieczujska ruszyła ramionami i załamała ręce, poczęła huzarskim krokiem chodzić po pokoju...
— Co się to dziś na świecie dzieje! co się dzieje! zawołała — nigdzie najmniejszego sensu... Żenią się bez rozmysłu, bez przywiązania, nie znając, nie starając, — jednego dnia chcą, drugiego nie chcą... nie mają odwagi ani wypowiedzieć posłuszeństwa, ani dotrzymać słowa. Niechby była Lola wbrew i otwarcie oświadczyła — nie chcę, możebym nie pochwaliła tego, bo chłopiec jakiś dobry, ale bym zrozumiała — a ta — przyrzekła i teraz bałamuci. Cóż to znaczy...
— Moja Ciociu — odparła Lola, to znaczy, że choremu nie chciałam czynić przykrości, a dziś — dziś radabym choć się lepiej rozpatrzeć w tem co czynię.
— At! dzieci jesteście i po wszystkiem — zawołała Nieczujska... ten był narzucony więc niemiły, pokazał się drugi, furfant zadłużony, spekulant co się o każdą posażną pannę stara... i gotowa moja Lola dać mu się na przekór bałamucić. Ja tego nie ścierpię, nie powiedziawszy co myślę i czuję. To mówię ci — furfant jest...
Lola się uśmiechnęła.
— Jeśli mnie Ciocia posądza, że podobny jegomość mógł na mnie zrobić wrażenie, doprawdy gniewaćbym się miała prawo. Nie chcę ani tego ani tego...
Są czasem dziwne trafy i przygody, które w powieściach uchodzą za nieprawdopodobne wymysły, gdy w rzeczywistości powszedniej tłomaczą się fatalizmami. Jednym właśnie z takich wypadków było, że w chwili gdy się ta rozmowa toczyła, gdy zegar dobijał jedenastą, otworzyły się drzwi i Kamerdyner wszedłszy, bez rękawiczek, widocznie pomięszany, począł coś szeptać cioci Nieczujskiej na ucho, która zdawała się go wcale nie módz zrozumieć.
Z ust jej wyrywały się tylko słowa nie mające związku.
— Co? — Gdzie — ale to nie może być! Jak się nazywa? — o tej godzinie! Cóż to znowu takiego!
— Cóż się stało! zawołały razem zrywając się z siedzenia Lola i Herma.. Kamerdyner odstąpił krok.
— Mów, panie Zambrzyski — odezwała się gospodyni — cóż to, tajemnica?
— Ale żadna tajemnica! tylko kat wie co, czego ja zrozumieć nie mogę — przerwała Ciocia, ruszając ramionami. Mów panie Zambrzyski.
Kamerdyner wyprostował się, chrząknął i począł:
— Nie ma tak dalece nic — rzekł, tylko do pani Kapitanowej gość przybył...
Podobno zbłądził w drodze czy coś i oto tak późno.....
— Gość? kto? zapytała Lola.
— Ale ja go nie znam!! to jakieś bałamuctwo.. przerwała Nieczujska.
— Ja tam nie wiem co jest, ale najętym żydkiem z...... na furce przyjechał młody człowiek. Prosi aby się mógł widzieć z panią Kapitanową i opowiada się jako synowiec jej.
— Żadnego synowca nie mam i nie znam! ofuknęła Kapitanowa, co znowu! przybłęda jakiś! Brat mój nieboszczyk nie był żonaty.
Herma po swojemu śmiać się mocno zaczęła.
— A! to doskonała awantura!! Gdzież ten nieznany synowiec?
— Czeka przed oficyną z żydem i furą, rzekł nieco pogardliwie uśmiechając się Kamerdyner.
— Otóż proszę! krzyknęła Nieczujska, jeszcze tego brakło... ale zmyjęż mu głowę dobrze... bo to nie może być nie może być.
I ruszyła się ku drzwiom.