— Mój list?...
— Tak, ten co komisyoner przyniósł mi od ciebie do hotelu...
— Odemnie?... Oszalałeś!
— Przysięgam.
— Gdzie ten list?
Przyjaciel podał mu kartkę papieru. Przy świetle latarki czytał zdumiony:
‘Wilsonie, wstań z łóżka i pobiegnij w aleję Henri-Martin. Dom jest pusty. Wejdź, przejrzyj, przygotuj plan szczegółowy i wróć się.
— Właśnie wymierzałem pokoje, gdy spostrzegłem w ogrodzie cień jakiś. Miałem jedną myśl tylko...
— ...Pochwycić ów cień... Myśl była doskonała. Tylko że widzisz — mówił Holmes — pomagając powstać towarzyszowi, — na drugi raz, kiedy otrzymasz list odemnie, upewnij się naprzód dobrze, czy moje pismo nie jest podrobione.
— Ależ... — rzekł Wilson, zaczynając nareszcie przezierać prawdę — to ten list nie jest od ciebie?
— Niestety! nie.
—Od kogóż więc?
— Od Arsena Lupin.