tym instynktem, jemu wyłącznie właściwym — czuł tajemnicę, otaczającą go wokoło. To się odgadywało po drobnych znakach, których nie mógłby nawet określić, ale których obecność odczuwał od pierwszej chwili przestąpienia progu tego domu.
Rankiem drugiego dnia nie zrobił jeszcze żadnego ciekawego odkrycia. O godzinie drugiej zobaczył po raz pierwszy Klotyldę Destange, która przyszła po jakąś książkę do biblioteki. Była kobietą lat może trzydziestu, brunetką o ruchach powolnych i cichych, twarz jej miała wyraz obojętności, właściwy ludziom, żyjącym wiele życiem wewnętrznem. Zamieniła słów parę z ojcem i wyszła, nie spojrzawszy nawet na Holmesa.
Popołudnie wlokło się monotonnie. O piątej p. Destange oznajmił, że wychodzi. Holmes pozostał sam na kolistej galeryi, znajdującej się wpół wysokości biblioteki. Dzień dogasał. Holmes gotował się również do wyjścia, gdy naraz posłyszał lekki trzask i w tej samej chwili odniósł wrażenie, jak gdyby ktoś znalazł się w pokoju. Długie sekundy upływały jedna za drugą. I naraz przejął go dreszcz: cień jakiś wyłonił się z
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.