stał już przed nim z kapeluszem w ręku, uśmiechnięty.
— Maksym Bermond! — zawołał pan Destange z radością — drogi Maksym!... Jakiż dobry duch cię sprowadza!
— Pragnienie widzenia pana i panny Destange.
— Więc wróciłeś z podróży?
— Wczoraj.
— I pozostaniesz z nami na obiedzie?
— Nie, jem obiad dzisiaj w restauracyi z przyjaciółmi.
— Więc — jutro? Klotyldo, proś, by przyszedł jutro. Ah! ten poczciwy Maksym... Doprawdy myślałem o tobie w tych dniach.
— Czyż być może?
— Tak, układałem me dawne papiery w tej szafie i odnajduję nasz ostatni rachunek.
— Jaki rachunek?
— Ten z Alei Henri-Martin.
— Jakto pan chowa te szpargały! Na co to!...
Zasiedli wszyscy troje w małym saloniku, przylegającym do biblioteki.
— Czyż to Lupin? — zapytywał sam siebie Holmes, zdjęty nagle zwątpieniem.
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.