Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

szych słówek. Potem z nieskończoną ostrożnością zeszedł i przesunął się tą stroną pokoju, po której nie mógł być widziany z salonu.
Znalazłszy się na ulicy, Holmes upewnił się, że nie było tu ani automobilu, ani fiakra oczekującego, poczem oddalił się, utykając nieco, bulwarem Malesherbes. Ale w jakiejś bocznej uliczce nałożył na siebie okrycie, które dotąd niósł na ręku, wygiął kapelusz, wyprostował się i tak odmieniony powrócił na plac, gdzie czekał z oczyma utkwionemi w bramę domu pana Destange.
Arsen Lupin wyszedł prawie zaraz i ulicą Konstantynopolitańską i Londyńską skierował się ku środkowi miasta. O sto kroków za nim podążał Holmes.
Chwile rozkoszy dla Anglika! Wdychał chciwie powietrze, jak dobry pies myśliwski na świeżym tropie. Było to dlań doprawdy rzeczą nieskończenie błogą tropić tak przeciwnika! Już nie on był śledzony, ale Arsen Lupin! Trzymał go już niejako końcem swego wzroku, jakby przymocowany więzami nierozerwalnymi. To też rozkoszował się prawdziwie widokiem swej zdobyczy, przesuwającej się śród przechodniów.