Wyrwał kartkę z notesu, nakreślił ołówkiem kilka wierszy, włożył do koparty i rzekł do jakiegoś chłopaka, który rozłożył się na ławce:
— Mały, weź fiakra i jedź oddaj ten list kasyerce w traktyerni Suisse na placu Chatelet. A szybko... Dał mu monetę pięciofrankową. Chłopak zniknął.
Przeszło pół godziny. Tłum wzrastał. Holmes od czasu do czasu już tylko rozróżniał satelitów Lupina. Ale ktoś go pociągnął za rękaw i głos jakiś powiedział na ucho:
— A więc? co się stało, panie Holmes?
— To pan, panie Ganimard?
— Tak, otrzymałem pańską kartkę w traktyerni. Co się stało?
— On jest tu.
— Co pan mówi?
— Tam... w głębi restauracyi... Pochyl się pan na prawo... Widzi pan?
— Nie.
— Nalewa szampana swej sąsiadce.
— Ależ to nie on.
— On.
— Ręczę panu. Ah! jednak... Naprawdę może być... Ah! łotr, jaki podobny! —
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.