Sam ukrył się za kioskiem z dziennikami, nie spuszczając z oczu Arsena Lupin, który pochylony nad swą sąsiadką, uśmiechał się do niej.
Inspektor policyi przeszedł ulicę z rękoma w kieszeni, jak człowiek, który idzie prosto przed siebie. Ale zaledwie znalazł się na chodniku przeciwnym, żywo obrócił się w bok i jednym skokiem znalazł się na werendzie.
Przeraźliwy świst świstawki... Ganimard wpadł na właściciela restauracyi, który nagle znalazł się na progu sali i odepchnął go z oburzeniem, jak intruza, którego powszednie odzienie ubliżyłoby przepychowi restauracyi. Ganimard się zachwiał. W tej samej chwili pan w surducie wychodził. Stanął w obronie inspektora i obaj właściciel restauracyi i on sprzeczali się żywo, obaj zresztą zczepieni z Ganimardem, jeden zatrzymując go, drugi odpychając w taki sposób, że mimo usiłowań, mimo gniewnego protestu nieszczęśliwy inspektor został zepchnięty z werendy.
Zrobiło się natychmiast zbiegowisko. Dwaj ajenci policyi, ściągnięci hałasem, usiłowali przebić się przez tłum, ale nieprze-
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.