Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

zwyciężony opór tłumu ich unieruchomił, nie mogli się wyzwolić pośród ramion, które ich tłoczyły, z pośród pleców, które im drogę zastępowały.
Ale naraz, jakby na skinienie różdżki czarodziejskiej — przejście staje się wolne!... Właściciel restauracyi, zrozumiawszy swą pomyłkę, zaczyna przepraszać najmocniej, pan w surducie przestaje bronić inspektora, tłum się rozprasza, ajenci przechodzą, Ganimard idzie do stołu, gdzie siedziało sześciu biesiadników... Już tylko pięciu! Rozgląda się dokoła... niema innego wyjścia prócz drzwi.
— Gdzie osoba, która była na tem miejscu? — krzyczy do pięciu biesiadników przerażonych. — Tak, tu było państwa sześcioro... Gdzie szósta osoba?
— Pan Destro?
— Nie. Arsen Lupin?
Kelner się zbliża:
— Ten pan poszedł do antresolu.
Ganimard pędzi. Antresol składa się z oddzielnych gabinetów i ma specyalne wyjście na bulwar.
— Ah! szukać go teraz — jęknął Ganimard — już on daleko!