∗
∗ ∗ |
... Jednak on daleko nie był, o dwieście metrów zaledwie w omnibusie Madeleine-Bastille. Omnibus toczył się powoli, drobnym truchtem mijał plac Opery i jechał bulwarem Kapucynów. Na platformie dwu drabów w okrągłych kapeluszach trzymało straż. Na wierzchu omnibusu drzemał jakiś człowieczyna — był to Holmes.
Kiwając głową, kołysany monotonnym ruchem wehikułu, Anglik monologował:
— Gdyby mój dzielny Wilson mnie widział, jakże byłby dumny ze swego towarzysza! Ba! łatwo było zrozumieć po świstawce, że partya przegrana i że nie pozostaje nic lepszego, jak czuwać nad otoczeniem restauracyi. Ale w istocie, życie nie jest pozbawione interesu z tym dyabelskim człowiekiem!
Przy którymś postoju Sherlock pochylił się, spostrzegł Arsena Lupin i posłyszał, jak mijając swych stróżów, szepnął: “w Etoile.”
— W Etoile wyznaczają spotkanie — doskonale! Będę tam. Niech on sobie jedzie automobilem, jedźmy fiakrem za dwoma towarzyszami.