— Może być... ja spałam... Jednak myślę, że nie, bo oto klucz... Nie żądali go...
Tym kluczem komisarz otworzył drzwi z drugiej strony sieni. Parter obejmował tylko dwa pokoje: były puste.
— Niemożliwe! — wykrzyknął Holmes. — Widziałem: ją i jego.
Komisarz się zaśmiał:
— Nie wątpię, ale już ich niema.
— Chodźmy na pierwsze! Tam być muszą.
— Pierwsze piętro zajęte przez panów Leroux.
— Zapytamy panów Leroux.
Przeszli schody i komisarz zadzwonił.
Za drugim dzwonkiem osobnik jakiś, w którym Holmes poznał jednego z satelitów, ukazał się w koszuli, zagniewany:
— A więc co? Cóż to za hałas!... budzić tak ludzi...
Ale zatrzymał się zmieszany.
— Boże odpuść!... Doprawdy, wszak nie śnię?... To pan Decointre!... I pan, panie Ganimard! Cóż się stało? do usług pańskich...
Nastąpił ogólny wybuch potężnego
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.