— Tak, pani. Wyjdziemy razem z tego domu i pani pójdzie za mną bez protestu, bez jednego słowa.
Co nadewszystko było znamienne w tej scenie, to spokój dwojga przeciwników. Był to raczej pojedynek nieubłagany dwu potężnych indywidyualności, sądząc z ich postawy i głosu, możnaby powiedzieć, dysputa towarzyska dwu osób różnego zdania.
Przez drzwi otwarte biblioteki widać było pana Destange, jak z zajęciem przeglądał swe książki.
Klotylda usiadła, lekko wzruszając ramionami, Sherlock wyjął zegarek.
— Jest wpół do jedenastej. Za pięć minut jedziemy.
— A jeśli nie?
— Jeśli nie, idę do pana Destange i opowiadam mu...
— Co?
— Prawdę. Powiadomię go o fałszywem życiu Maksyma Bermond i o życiu podwójnem jego wspólniczki.
— Jego wspólniczki?
— Tak, tej, którą nazywają jasnowłosą damą, która była blondynką.
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.