Sherlock zamyślony kombinował plany.
— Ganimard jest u siebie... zostawię ją u niego... Czy mam mu powiedzieć, kto jest ta kobieta? Nie, poprowadziłby ją wprost do aresztu, to popsułoby wszystko. Z nią załatwiwszy sprawę, zabiorę się do papierów MB. i idę na polowanie. A dziś w nocy lub jutro rano najpóźniej idę po Ganimarda, jak mu zapowiedziałem, i wydaję mu Arsena Lupin wraz z całą szajką...
Zatarł ręce szczęśliwy, czując się wreszcie blizkim celu i widząc, że żadna poważna przeszkoda go od niej nie dzieli. I ulegając w tej chwili potrzebie okazania swej radości nawet nieco wbrew zwyczajowi — zawołał:
— Niech mi pani wybaczy, jeśli okazuję tyle zadowolenia. Walka była uciążliwa i powodzenie jest mi tem przyjemniejsze.
— Powodzenie zasłużone panie. Ma pan prawo niem się cieszyć.
— Dziękuję pani. Ale cóż to za drogą jedziemy! Palacz nie posłyszał chyba? W tej chwili wyjeżdżali z Paryża przez bramę Neuilly. Do djabła! przecież ulica Pergolese nie leży poza fortyfikacyami.
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.