Holmes spuścił okno.
— Słuchaj no! Mylisz się... Ulica Pergolese!
Woźnica nie odpowiedział. Powtórzył głośniej:
Kazałem ci jechać na ulicę Pergolese!
Woźnica nie odpowiedział ani słowa.
— Hooo! chybaś głuchy przyjacielu? Albo robisz na złość... Nie mamy tu nic do roboty... Ulica Pergolese!... Rozkazuję ci zawrócić natychmiast!
To samo milczenie. Anglik zadrżał z niepokoju. Spojrzał na Klotyldę: lekki uśmiech ściągnął jej wargi.
— Czemu się pani śmieje? — zaklął... To zdarzenie nie ma żadnego związku... to nie zmienia nic stanu rzeczy...
— Najzupełniej nic — odpowiedziała.
Naraz myśl jakaś nim wstrząsnęła.
Unosząc się nawpół, spojrzał uważnie na człowieka, który siedział na koźle. Ramiona były węższe, zachowanie bardziej swobodne... Zimny pot go okrył, zacisnął pięści, tymczasem przerażająca pewność owładnęła jego umysł: ten człowiek to Arsen Lupin!
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.