mi królestwo Arsena Lupin! nie zobaczę cię więcej. Żegnajcie mi pięćdziesiąt pięć pokoi sześciu mieszkań, nad któremi panowałem! Żegnaj mi mój pokoiku! mój skromny pokoiku pustelniczy!
Dźwięk dzwonka przeciął nagle ten wylew liryzmu, dźwięk ostry, gwałtowny, świdrujący, urwał dwa razy, powtórzył się dwa razy i zamilkł.
Był to dzwonek alarmowy.
— Co się stało? Jakie niebezpieczeństwo nieprzewidziane? Ganimard? Ależ — nie...
Już chciał wracać do swego gabinetu i uciekać. Zbliżył się jednak do okna. Nikogo na ulicy. Czyżby nieprzyjaciel był już w domu? Nasłuchuje i zdaje mu się, że słyszy szmery pomieszane. Bez chwili wahania biegnie już do swego gabinetu, ale przestępując jego próg, słyszy chrobot klucza, którym ktoś usiłuje otworzyć drzwi od przedpokoju.
— Do djabła — zaklął — to się wybrał! Niema czasu. Dom może otoczony... Na schody służbowe... nie, niepodobna! Szczęściem, że kominek...
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.