Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

Pchnął silnie gzyms: nie ruszył się. Zrobił jeszcze silniejszy wysiłek: ani drgnął.
W tej samej chwili odniósł wrażenie, że drzwi już tam się otwierają i słychać kroki.
— Sacre nom! — zaklął — jestem zgubiony, jeśli ten łajdacki mechanizm...
Jego palce zwarły się konwulsyjnie koło gzymsu. Całym swym ciężarem cisnął. Nic nie drgnęło nawet. Nic! Niesłychanem jakimś niepowodzeniem, jakąś obłędną doprawdy złośliwością losu mechanizm, który funkcyonował jeszcze przed chwilą nie ruszył się wcale.
Zawisł na nim, skurczył się. Blok marmuru został nienaruszony. Przekleństwo! Czyż można było przypuszczać, aby ta głupia przeszkoda zamknęła mu drogę? Uderzył w marmur, uderzał go pięściami z wściekłością, tłukł go, przeklinał...
— A więc co, panie Lupin! Coś tu widzę nie idzie tak, jakby pan sobie życzył?
Lupin odwrócił się tknięty przerażeniem:
Sherlock Holmes stał przed nim.


∗             ∗

— Sherlock Holmes!
Patrzył na niego, mrugając oczyma,