— Tak, dwaj służący z czwartego i piątego piętra i dwu ich przyjaciół.
— Kto mieszka na czwartem i piątem piętrze?
— Panowie Fauvel i ich kuzyni Prevost... Oni się wyprowadzili dziś. Zostali tylko ci dwaj służący... Tylko co odeszli.
— Ah! — jęknął Ganimard, rzucając się na jakąś kanapkę w loży — jakiż piękny strzał chybiony! Cała banda gnieździła się w tej kupie domostw.
∗
∗ ∗ |
W czterdzieści minut potem dwaj panowie zajeżdżali na dworzec Północny i spieszyli na pospieszny pociąg do Calais, za nimi dążył posługacz kolejowy, dźwigając ich walizy.
Jeden z nich miał rękę na temblaku, a jego twarz przybladła, źle świadczyła o stanie zdrowia. Drugi był rozpromieniony.
— Galopem! Wilsonie, nie możemy spóźnić się ani chwili... Ah! Wilsonie, nie zapomnę nigdy tych dziesięciu dni.
— I ja również.
— Ah! piękna potyczka!
— Wspaniałe.