nóż w piersi. Wilson jęknął, zachwiał się i padł.
— Przekleństwo! — ryknął Holmes. — Jeśli mi go zabili, sam zabiję!
Rozciągnął Wilsona na trawniku, a sam rzucił się na drabinę. Zapóźno... Człowiek już ją przeskoczył i przyjęty przez swych towarzyszy, uciekał przez zarośla.
— Wilson! Wilson! To nic poważnego, hę? Tylko zadraśnięcie?...
Drzwi domu otworzyły się gwałtownie. Pierwszy nadbiegł baron d'Imblevalle, za nim służący ze światłem.
— Co? co się stało? — zawołał baron. — Pan Wilson zraniony?
— Nie, małe zadraśnięcie — powtórzył Holmes, usiłując się pocieszyć.
Tymczasem krew upływała obficie a twarz rannego posiniała.
W dwadzieścia minut potem doktór skonstatował, że ostrze noża zatrzymało się o cztery milimetry pod sercem.
— Cztery milimetry pod sercem! Ten Wilson ma zawsze szczęście — zauważył Holmes tonem zazdrości.
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/288
Ta strona została skorygowana.