na podłodze człowieka z twarzą zwróconą w stronę marmurowego kominka. Wstrząsnął nim jeszcze kurcz konwulsyjny. Rewolwer wypadł mu z ręki.
Ganimard pochylił się i odwrócił głowę konającego. Krew płynęła z dwu szerokich ran; jednej w policzku, drugiej w skroni.
— Nie można rozpoznać — wyrzekł.
— Do djabła — rzekł Holmes — to nie on.
— Skąd pan wie? Jeszcze go pan nie widział.
Anglik się zaśmiał.
— Cóż pan myśli, że Arsen Lupin to człowiek zdolny się zastrzelić?
— Jednak myśleliśmy, że go poznajemy na ulicy...
— Myśleliśmy, bośmy chcieli myśleć. Ten człowiek pochłaniał całą naszą myśl.
— A więc to jeden z jego wspólników?
— Wspólnicy Arsena Lupina nie odbierają sobie życia.
— A więc któż to?
Obszukali trupa. W jednej kieszeni Sherlock Holmes znalazł pusty pugilares, w drugiej Ganimard znalazł kilka luidorów. Na
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/309
Ta strona została skorygowana.