jest otwór jakiś na dnie tej starej łodzi. Pan się nie obawia, mistrzu?
Holmes wzruszył ramionami. Lupin mówił dalej.
— Zrozumie pan więc, że w tych warunkach, wiedząc z góry, że pan będzie poszukiwał walki o tyle, o ile ja będę się starał jej uniknąć, było mi zręczniej rozpocząć z panem partyę, której rezultat jest dla mnie pewny, bo trzymam wszystkie atuty w dłoni. Chciałem też nadać naszemu spotkaniu możliwie największego blasku, ażeby pańska przegrana najszerzej była wiadoma i żeby w przyszłości jakaś hrabina de Crozon lub jakiś inny baron d’Imblevalle nie doznał pokusy wezwania pańskiej pomocy przeciwko mnie. Nie patrz się tam mój drogi mistrzu...
Przerwał znów i posługując się swemi nawpół przymkniętemi dłońmi, jakby lornetkami, obserwował brzegi.
— Do licha! najęli doskonałe czółno, prawdziwy statek wojenny i płyną całą siłą wioseł. Za pięć minut nas dościgną, jestem zgubiony. Panie Holmes, jedyna rada: pan rzuci się na mnie, zwiąże mnie i wyda władzom mego kraju... Podoba się panu
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/329
Ta strona została skorygowana.