— Jego.
Ganimard wymówił ten wyraz tonem poważnym, niejako lękiem nacechowanym, jak gdyby mówił o istocie nadprzyrodzonej, której potęgi już doświadczył.
— To dobre! — zauważył brygadyer Folefant, że też jesteśmy zmuszeni popierać tego pana wbrew jego woli.
— Lupin wywraca świat do góry nogami... — westchnął Ganimard.
Upłynęła chwila.
— Baczność! rzekł.
Pan Gerbois wychodził. Na rogu ulicy Kapucynów przeszedł na lewy chodnik. Oddalał się powoli, mijając wystawy sklepowe, którym się nawet przyglądał.
— Nadto spokojny dobrodziej — rzekł Ganimard, — ktoś kto trzyma milion w kieszeni, nie będzie taki spokojny.
— A cóż on ma robić?
— Oh! nic, oczywiście... Nie warto, i nie wierzę. Lupin to Lupin.
W tej chwili pan Gerbois skierował się do kiosku. Wybrał dziennik, odebrał wydaną mu resztę, rozłożył gazetę i z ręką przed sobą wyciągniętą, postępując drobnym krokiem, zaczął czytać. I nagle, szybkim ru-
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.