pie uciekł. Jednak gdyby przypadkiem rana była śmiertelna?... Nie! pomyśl tylko o wyrzutach sumienia, nieszczęśliwy! o twej starości zatrutej!...
Strzał padł.
Lupin zachwiał się, jeszcze przez chwilę czepiał się błędnie łodzi, potem puścił ją i zniknął.
∗
∗ ∗ |
Była właśnie godzina trzecia, kiedy to miało miejsce. Ściśle o szóstej, jak to zapowiedział, Sherlock Holmes, ubrany w spodnie cokolwiek za krótkie, w kurtkę trochę za ciasną, pożyczoną od jakiegoś oberżysty w Neuilly, w czapce na głowie, w koszuli flanelowej związanej na sznur jedwabny pod szyją — wszedł do buduaru przy ulicy Murillo, uprzedziwszy przedtem pana i panią d’Imblevalle, że prosi ich o rozmowę.
Zastali go maszerującego wzdłuż i wszerz pokoju.
Wydał im się tak komiczny w swym dziwnym kostyumie, że zaledwie powstrzymali się od śmiechu. Z miną zamyśloną, z pochylonemi plecami chodził, jak automat, od okna do drzwi i od drzwi do okna, robiąc