Stanął pomiędzy nią a jej mężem z jedynem już pragnieniem usunięcia strasznego niebezpieczeństwa, które z jego winy groziło temu człowiekowi i jego żonie. Ale spojrzawszy na barona zadrżał do głębi swej istoty. To samo nagłe odkrycie, które jego olśniło swym blaskiem przed chwilą, uderzyło teraz pana d'Imblevale. Z kolei i on rozumiał! i on widział!
Alicya Demun broniła się rozpaczliwie przed nieubłaganą prawdą.
— Pan ma racyę, jam nieprawdę mówiła... Rzeczywiście... nie tędy weszłam. Przeszłam przez sień i ogród i po drabinie...
Najwyższy wysiłek poświęcenia... Ale wysiłek daremny! Słowa brzmiały fałszywie. Głos był niepewny i słodkie stworzenie nie miało już tych przeźroczystych oczu, a jej twarz wyrazu szczerości. Spuściła głowę zwyciężona.
Cisza zaległa.
Pani d'Imblevalle czekała z twarzą zsiniałą, zoraną bólem i przerażeniem. Baron zdawał się jeszcze walczyć sam z sobą, jakby wierzyć nie mógł zniszczeniu swego szczęścia.
Wreszcie rzekł:
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/350
Ta strona została skorygowana.