Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/351

Ta strona została skorygowana.

— Mów! Wytłómacz się!...
— Nie mam ci nic do powiedzenia, mój drogi — rzekła cicho ustami bólem skrzywionemi.
— A więc... panna Alicya...
— Panna Alicya mnie ocaliła... przez poświęcenie... przez przywiązanie... i oskarżyła się sama...
— Ocaliła? od czego? od kogo?
— Od tego człowieka.
— Bressona?
— Tak, to on mnie trzymał swemi groźbami... Poznałam go u przyjaciółki... i byłam szalona, że go słuchałam... O! nic — czegobyś nie mógł przebaczyć... Jednak napisałam dwa listy... listy, które zobaczysz... odkupiłam je... wiesz jak... O! zlituj się nademną... tyle cierpiałam!
— Ty! ty! Zuzanno!
Podniósł nad nią swe zaciśnięte pięści, gotów ją uderzyć, zabić. Ale ręce mu opadły i znów wyszeptał:
— Ty! Zuzanno!... ty!... to niemożebne!...
W krótkich, urywanych zdaniach opowiedziała drażliwą, banalną przygodę, swoje straszne cierpienie wobec niegodziwości te-