wego, zatrzymał się przed osobą, leżącą na ławce, popatrzył na nią a widząc, że się poruszyła, rzekł do niej:
— Myślałem, że pani śpi, panno Alicyo.
— Nie, nie, panie Holmes, nie mam ochoty spać... Myślałam.
— O czem? Czy mogę zapytać?
— Myślałam o pani d’Imblevalle. Musi być tak smutna! Jej życie złamane.
— Ale nie, nie! — odrzekł żywo. — Jej błąd nie należy do tych, których się nie przebacza. Plan d’Imblevalle zapomni tę słabość. Już, kiedyśmy odjeżdżali, patrzył na nią mniej surowo.
— Może... ale zapomnienie potrwa długo... a ona cierpi.
— Pani ją bardzo kocha?
— Bardzo. Dlatego miałam tyle siły, by się uśmiechać, gdy drżałam ze strachu; by patrzeć panu prosto w oczy, gdy chciałabym uniknąć pańskiego wejrzenia.
— I czuje się pani bardzo nieszczęśliwą, że ją pani opuściła?
— Bardzo nieszczęśliwa. Nie mam ani krewnych, ani przyjaciół... Miałam ją jedną.
— Będzie pani miała przyjaciół — rzekł
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/353
Ta strona została skorygowana.