— Zawsze przy dobrem zdrowiu, panie Lupin?
— Brawo! — wykrzyknął Lupin, któremu podobała się taka moc panowania nad sobą.
— Brawo?... a czemuż to?
— Jakto — czemu? Widzi mnie pan, zjawiającego się przed sobą, jak widmo, potem jak był pan świadkiem, gdy dawałem nurka w Sekwanę — i przez dumę, przez szczyt dumy, którą uznaję za czysto brytańską, nie ma pan najmniejszego ruchu zdumienia, ani słowa zdziwienia! Słowo daję, powtarzam: brawo! bo to cudownie!
— Niema w tem nic cudownego. Z pańskiego sposobu spadania z łodzi, doskonale widziałem, że spadał pan dobrowolnie i że nie był pan trafiony kulą brygadyera.
— I mógł pan wyjechać, nie. wiedząc co się ze mną stało?
— Co się z panem stało? to wiedziałem. Pół tysiąca ludzi było po obu stronach rzeki na przestrzeni kilometra. Z chwilą gdy pan uchodził śmierci, ujęcie pana było pewne.
— A jednak jestem.
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/355
Ta strona została skorygowana.