Anglik puścił dłoń swego jeńca, Lupin zwolnił Alicyę.
Pozostali chwil kilka nieruchomi jeden naprzeciw drugiego. Holmes wrócił do swej ławki i usiadł.
Lupin i Alicya zajęli swoje miejsca.
∗
∗ ∗ |
Długie milczenie ich rozłączyło. Wreszcie odezwał się Lupin:
— Widzi pan, mistrzu, że jednak cokolwiekbądź czynimy, nigdy nie będziemy na jednym brzegu. Pan stoi po jednej stronie, ja po drugiej. Możemy się sobie kłaniać, ściskać dłoń, rozmawiać chwilę, ale zawsze pan będzie Sherlockiem Holmesem — detektywem, a ja Arsenem Lupin — włamywaczem. I zawsze Sherlock Holmes będzie posłuszny mniej lub więcej gwałtownie, mniej lub więcej w porę swemu instynktowi detektywa, który polega na pogoni za włamywaczem i “pakowaniu go do ula” — o ile się da. I zawsze Arsen Lupin będzie posłuszny swej duszy włamywacza, unikając pięści detektywa i śmiejąc się z niego — o ile się da... A tym razem to się da! to się da! Ha! ha! ha!
Wybuchnął śmiechem, śmiechem szyderczym, strasznym, nienawistnym...