— Że mnie pan nie zdradził?... Nie wątpię o tem, ale oni są domyślni. Patrzcie! Folenfaut, widzę go!... I Greaume!... I Dieuzy!... wszyscy moi dobrzy znajomi, i cóż!
Mecenas Detinan patrzył na niego ze zdumieniem. Jaki spokój! Śmiał się śmiechem radosnym, jakby się cieszył igraszką dziecięcą i jakby żadne niebezpieczeństwo mu nie groziło. Więcej jeszcze niż widok ajentów, ten spokój upewnił adwokata, odszedł od stolika, na którym leżały bilety bankowe. Arsen Lupin pochwycił jedną po drugiej dwie paczki, z każdej odjął po dwadzieścia pięć biletów i podając panu Detinan pięćdziesiąt biletów rzekł:
— Oto honoraryum, szanowny panie, od pana Gerbois i odemnie. Winniśmy je panu bardzo.
— Panowie mi nic nie winni, — odrzekł pan Detinau.
— Jakto? a wszystkie przykrości, na które pana narażamy?
— A cała przyjemność, jaką znajduję w przyjmowaniu tych przykrości?...
— To znaczy, drogi panie, że pan nic
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.