Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

koju. Tu spostrzegł człowieka, lub raczej dwie nogi, trzepiące się na dywanie, podczas gdy tułów, do którego należały, ginął w głębi kominka.
— Hoo!... hoo!... — skomlał głos stłumiony.
A inny głos bardziej jeszcze oddalony, widać zupełnie z góry, odpowiadał:
— Hoo!... hoo!...
Pan Dudois zakrzyknął ze śmiechem:
Aież Ganimard! Cóż to kominiarzem zostałeś?
Inspektor policyi wygrzebał się z wnętrza komina. Z twarzą zaczernioną, w ubraniu pokrytem sadzą, z oczyma błyszczącemi gorączkowo — był nie do poznania.
— Szukam go — mruknął.
— Kogo?
— Arsena Lupin... Arsena Lupin i jego przyjaciółki.
— Ah! tak, ale czy sobie wyobrażasz, że się chowają w rurach kominka?
Ganimard powstał, położył na rękawie swego zwierzchnika pięć palców barwy węgla i głucho z wściekłością zawołał: