licyi. — Doprawdy to nie jest nieprawdopodobne.
— Nietylko nieprawdopodobne — odezwał się głos jakiś — ale w sprzeczności zupełnej z faktami, z rezultatami poszukiwań, krótko mówiąc: ze wszelką oczywistością.
Głos był surowy, o tonie twardym, poznano po nim starego inspektora Ganimarda. Jemu jednemu można było wybaczyć ten sposób nieco żołnierski wyrażania się.
— Patrzaj! to ty Ganimard? — zawołał pan Dudois. — Nie widziałem cię.
— Jestem tu od dwu godzin.
A więc interesujesz się jednak tem, co nie jest 514 numerem 23 seryi, sprawą ulicy Clapeyron z jasnowłosą damą i Arsenem Lupin?
— He! he! — zaśmiał się stary wilk — nie dałbym nic za to, czy Lupin nie tkwi też i w tej sprawie... Ale pozostawmy na boku sprawę losu, a zobaczmy, o co tu chodzi.
∗
∗ ∗ |
Ganimard nie należy do detektywów o szerokim polocie, których postępowanie stanowi szkołę i których imiona pozostaną pamiętne w rocznikach sądowych. Zbywa mu