— Dwieście sześćdziesiąt tysięcy... dwieście siedmdziesiąt tysięcy... siedmdziesiąt pięć... ośmdziesiąt... ogłaszał komisarz, zapytując kolejno wzrokiem oboje współzawodniczących. Dwieście ośmdziesiąt tysięcy dla pani... Nikt więcej nie daje?...
— Trzysta tysięcy — mruknął Herschmann.
Cisza. Obserwowano hrabinę. Stała uśmiechnięta, lecz blada, czem zdradzała swój niepokój, opierała się o poręcz krzesła przed sobą. W rzeczy samej wiedziała to dobrze, i wszyscy obecni wiedzieli również, wynik pojedynku był niewątpliwy: logicznie, fatalnie musiał wypaść na korzyść finansisty, którego zachcianki rozporządzały kapitałem pół miliarda. Jednak wymówiła:
— Trzysta pięć tysięcy.
Jeszcze cisza. Zwrócono się w stronę króla kopalni, w oczekiwaniu podwyżki. Będzie ona z pewnością silna, gwałtowna, ostateczna.
Jednak nic. Herschmann stał obojętny z oczyma utkwionemi w kartkę papieru, którą trzymał w prawej ręce, podczas gdy drugą miął rozerwaną kopertę.
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.