— Trzysta pięć tysięcy — powtarzał komisarz. — Raz?... dwa?... Jeszcze czas... Nikt nie daje więcej?... Powtarzam: raz... dwa...
Herschmann ani drgnął. Ostatnia chwila milczenia. Młotek upadł.
— Czterysta tysięcy! — zawołał Herschmann, podskakując, jakby uderzenie młotka otrzeźwiło go z odurzenia.
Zapóźno! Przysądzenie było nieodwołalne. Tłoczono się koło niego. Co się stało? Czemu nie mówił wcześniej?
Roześmiał się.
— Co się stało? Słowo daję, nie wiem. Miałem chwilę roztargnienia.
— Czyż możliwe?
— Ależ tak, podano mi list.
— I ten list wystarczył?...
— Aby mnie zmieszać, tak, w pierwszej chwili.
Ganimard był tuż. Asystował przy licytacyi pierścienia. Zbliżył się do jednego z woźnych.
— To wy podaliście list panu Herschmannowi?
— Tak.
— Od kogo?
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.