mywali żywo swą skargę. Publiczność mogła wybierać pomiędzy ich tłómaczeniem i tłómaczeniem konsula. Żaden nowy wypadek nie przechylił szali domysłów. Cały miesiąc gadaniny, przypuszczeń i posądzeń nie dał ani źdźbła pewności.
Znudzeni tym hałasem, niezdolni podać dowodu oczywistego winy, któryby uprawomocnił ich oskarżenie, pan i pani de Crozon zażądali, aby im przysłano z Paryża ajenta zdolnego do rozwikłania tego kłębka zagadek.
Przysłano Ganimarda.
Przez cztery dni stary inspektor wywiadywał się, przeszukiwał, poznawał park, odbywał długie rozmowy z pokojową, z palaczem, ogrodnikami, urzędnikami poblizkich biur pocztowych; oglądał mieszkania, zajmowane przez państwo Bleichen, kuzynów d’Andelle i panią de Real. Potem pewnego ranka zniknął bez pożegnania z gospodarstwem.
Ale w tydzień potem otrzymali depeszę następującą:
“Proszę przybyć jutro, piątek, piąta wieczór. The japonais, ulica Boissy-d’Anglas. Ganimard.”
∗
∗ ∗ |