— Nie.
Jakgdyby przebiegł prąd elektryczny, którego każdy odczuł wstrząśnienie. Ganimard się zachwiał.
— Nie? Czy to możliwe?... Poczekajmy, zastanów się pan...
— Już się zastanowiłem. Pani jest blondynką, jak tamta dama... ale nie jest pani podobna zupełnie.
— Nie mogę wierzyć... Podobna pomyłka jest niemożliwa... Panie d’Hautrec, czy poznaje pan Antoninę Brehat?
— Widywałem Antoninę Brehat u mego stryja... To nie jest ona.
— I pani nie jest też zupełnie panią de Real — potwierdziła hrabina de Crozon.
Było to nadto. Ganimard stał oszołomiony, bez ruchu, zwiesił głowę, oczyma unikał obecnych. Ze wszystkich jego obmyślań nie pozostawało już nic. Gmach runął.
Pan Dudouis powstał.
— Pani nam zechce wybaczyć, nastąpiła tu nieszczęsna pomyłka, którą racz pani darować. Ale nie rozumiem tylko jednego — tego pani pomieszania... pani dziwnego obejścia, odkąd się pani tu znalazła?...
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.