— Stąd... — zaczęła Flora, wskazując aa prawo.
Ale przerwała zdumiona.
Maks Lamar wydał przytłumiony okrzyk.
Tam, pod dużym drzewem stała tajemnicza kobieta, kobieta w czarnym welonie i czarnym płaszczu.
Maks Lamar, przez chwilę nieruchomy jak słup soli, oprzypomniał i rzucił się pędem w jej kierunku. Kobieta zawoalowana ujrzała go i zaczęła uciekać.
Flora, najpierw również jakby wrośnięta na widok niesamowitego dla niej zjawiska, błyskawicznie zrozumiała, czyje to wzniosłe poświęcenie miało na celu ściągnąć na siebie podejrzenia, zagrażające ukochanej przez nią istocie.
— Och, Mary! moja droga Mary! — szepnęła do siebie, wzruszona do głębi serca.
I puściła się w ślad za nią. Mary uciekała szybko, ale szeroki, czarny płaszcz utrudniał jej ruchy i Maks Lamar zbliżył się do niej.
Kobieta w czerni, w tym szalonym biegu, dosięgła wreszcie końca parku, wychodzącego na wieś. Przebiegła drogę, Maks Lamar z każdym krokiem przybliżał się do niej. Mary, zdyszana, ujrzała przed sobą garaż, którego brama była otwarta. Wpadła tam, zamknęła podwoje i zamknęła wewnętrzne zasuwy.
Nadbiegający Maks Lamar wydał okrzyk tryumfu. Czarna pani zbyt się pospieszyła z zamknięciem bramy; szeroki kawałek jej płaszcza czarnego pozostał miedzy podwojami i wychodził na zewnątrz.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
97