— Złodziejka! — rzekła właścicielka willi, — jakież to ciekawe! i zwracając się do służącego, rozkazała:
— Joe! Chodź z nami!
Wszyscy troje znaleźli się za chwil parę koło garażu.
— Proszę wybaczyć, że sprawiam pani tyle kłopotu, — rzekł Maks Lamar, — ale panna Travis zapewne już wyjaśniła pani całą sytuację.
— Jeżeli wolno mi wypowiedzieć moje zdanie — mówiła właścicielka garażu tonem grzeczności wystudjowanej i lodowatej — zrobiłabym uwagę, że wydaje mi się rzeczą lepszą wejść do garażu przez drugie drzwi, znajdujące się z tyłu budynku.
— Dziękuję pani najmocniej, — odpowiedział Lamar tymże tonem. — Nie wiedziałem, że są drugie drzwi. Obejdę dookoła. Panno Travis, może będzie pani łaskawa potrzymać chwilkę ten płaszcz. Nieznajoma nie będzie miała czasu uciec.
— O, ja jestem bardzo silna i wytrzymam, aż pan wróci, — zapewniała Flora.
Maks Lamar odszedł, a za nim udała się właścicielka garażu i służący.
Zaledwie Flora została sama, natychmiast puściła płaszcz.
— Mary! — zawołała.
Nikt nie odpowiadał.
Ale już kroki dały się słyszeć wewnątrz garażu. Młoda dziewczyna chwyciła znów połę płaszcza. Za parę chwil usłyszała, że otwierają zamki i zasuwy. Brama otworzyła się. Płaszcz opadł na ziemię. Nie było w nim nikogo.
— Należało się tego spodziewać, — odezwał się powolny, lekko drżący głos właścicielki garażu. — Złodziejka poprostu zdjęła z siebie płaszcz i uciekła przez drugie drzwi. Przyjaciel pad prowadzi tam dalej swoje poszukiwania.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/103
Ta strona została skorygowana.
99