Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/111

Ta strona została skorygowana.
107

winięty w starą gazetę a zawierający z pewnością parę butów, które ich właściciel niósł do naprawy.
Młodzieniec, spędzający czas na nierobieniu niczego, zdawał się zainteresować żywiej ukazaniem się owego indywiduum. Wzrok jego uważnie zlustrował z odległości przybywającego i powrócił do sklepiku szewca, a sam młodzieniec zdecydował się zrobić dwa kroki i po paru schodach wszedł do szewca.
Pośrodku sklepiku bardzo ciasnego, zwężonego jeszcze przepierzeniem, biegnącem od pieca przez połowę pokoiku, stała niziutka ławeczka drewniana. Na ławce tej, w otoczeniu instrumentów i starego obuwia, siedział otyły człek bez surduta, w koszuli i fartuchu skórzanym, naprawiając bardzo zręcznie bucik bardzo zmaltretowany i gwiżdżąc przytem wesoło.
Był to Sam Smilling we własnej osobie.
Według ksiąg stanu cywilnego, nazywał się on Sam Eagen, ale od tak dawna wszyscy nazywali go Samem Smillingiem, iż przydomek stał się nazwiskiem, zastępującem prawdziwe. Eagen nie miał żadnej reputacji, podczas gdy Smilling słynął między wszystkimi bandytami miast na Zachodzie a imię te było przez nich wymawiane z szacunkiem lub obawą, zależnie od stosunków, łączących ich z tym jowjalnym i straszliwym szewcem.
Sam Smilling liczył około czterdziestu pięciu łat. Jego tłusta, okrągła twarz, ogolona i dobroduszna, jego włosy, przedwcześnie posiwiałe, nastrzępione komicznie na czaszce, jego małe oczka przebiegłe, poza okularami w oprawie stalowej — wszystko to czyniło z niego na pozór typ rzemieślnika pracowitego i lubiącego sobie zjeść potem dobrze, obdarzonego wesołością i dobrym humorem, nie zawodzącym nigdy a znajdującym zawsze słówko do śmiechu.